środa, 5 października 2016

Krajobraz po detektywistycznej deregulacji

Mija ponad 2.5 roku odkąd rządzący RP, a zwłaszcza gorący orędownik idei otwarcia zawodów ówczesny minister sprawiedliwości Jarosław Gowin, zdecydowali się na deregulację kilkudziesięciu zawodów (49) dotąd "reglamentowanych", wśród których znaleźli się niestety detektywi. 

Nowe rozwiązanie spotkało się z wielką krytyką środowiska detektywistycznego, bezradnie i bezsilnie przyglądającego się odgórnej deprecjacji zawodu i niszczeniu etosu detektywa. Profesji, która od czasów słynnego Allana Pinkertona obrosła legendami, wydała  wiele sławnych  postaci uwiecznionych w  książkach i filmach, a która została sprowadzona do zwykłej, banalnej działalności gospodarczej. Zwyciężyła leninowska teza, iż nawet kucharka może zostać ministrem. Tym bardziej nie dostrzegano przeszkód na jej drodze do kariery śledczej.

No ale cóż, stało się i  nie ma sensu pochlipywać nad rozlanym mlekiem. Natomiast jak najbardziej zasadna jest analiza sytuacji i formułowanie pierwszych ocen dotyczących  funkcjonowania detektywów w nowych realiach.

Przed deregulacją w latach 2005-2013 wydawano średnio 60 licencji detektywa rocznie, ale od 1 stycznia 2014 roku nastąpił istny boom. W pierwszych dziesięciu miesiącach 2014 roku wydano 519 licencji, a więc średnio 10 razy tyle ile w poprzednich latach. Do końca 2015 roku, a więc w dwa lata po deregulacji wydano około 1000 licencji. Obecnie w Polsce jest około 1600 licencjonowanych detektywów. Dużo to czy mało? Zwolennicy deregulacji zakrzykną z pewnością, iż to mało, zdecydowanie za mało!! Odpowiem tak: zależy do czego tę wielkość odniesiemy. Jeśli, posługując się suchą statystyką, do liczby detektywów na 100 tys. mieszkańców, wówczas istotnie nie wygląda to imponująco, ponieważ wypada tylko 4 detektywów na spore 100-tysięczne miasto. W Stanach Zjednoczonych ten sam wskaźnik wynosi 10.5. Ale przecież takie porównanie nie do końca jest uprawnione, ponieważ to inne kraje, inne ustroje organizacji państwa, inna kultura prawna.

Jeśli natomiast zadamy sobie pytanie w jaki sposób deregulacja wpłynęła na jakość usług detektywistycznych odpowiedź może być tylko jedna: zdecydowanie negatywnie. Opinię taką usprawiedliwiają liczby skarg i zażaleń płynących ze strony obywateli do Departamentu Zezwoleń i Koncesji MSWIA na  - pożal się Boże – „usługi” niektórych detektywów. Również Zarząd Polskiego Stowarzyszenia Licencjonowanych Detektywów  bije na alarm, że standardy usług detektywistycznych uległy drastycznemu obniżeniu. Jednak Stowarzyszenie, idąc niejako za ciosem w swoim słusznym skądinąd oburzeniu, próbuje upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Otóż chciałoby stać się ustawowym  przedstawicielem licencjonowanych detektywów z wyłącznym prawem wydawania licencji, przy obowiązkowym członkostwie. Pomysł ten wydaje się, mówiąc oględnie, nieszczęśliwy. Natomiast jako zdecydowanie bardziej fortunne jawią się postulaty przywrócenia egzaminu państwowego czy ustanowienie stanowiska asystenta detektywa.

O tym warto mówić, wnosić apele, petycje, rozsądnie argumentować. Wszak kropla drąży skałę i być może za 2-3 lata ustawodawca ugnie się nie tyle pod presją środowiska, co przed skrzeczącą rzeczywistością.

Marek Ciecierski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz