środa, 16 listopada 2016

Donosiciel czy sumienie firmy - kim jest whistleblower?

Czy pamiętacie Julię Roberts jako odtwórczynię tytułowej roli w głośnym filmie „Erin Brockovich” albo młodego Ala Pacino w „Serpico”? Otóż oboje wcielili się w postaci słynnych amerykańskich whistleblowerów, których działania i odwaga wstrząsnęły w swoim czasie tamtejszą opinią publiczną. Erin Brockovich odkryła, że potężny koncern chemiczny zatruwa środowisko naturalne, wywołując choroby nowotworowe u pobliskich mieszkańców i poszła z nim na sądową wojnę. Policjant Frank Serpico ujawnił, a wcześniej zwalczał, przeogromną korupcję wśród swoich mundurowych kolegów. 

Oboje dzisiaj są pokazywani jako klasyczni whistleblowerzy, zwłaszcza wtedy, kiedy wybuchają afery związane z ujawnieniem różnych nieprawidłowości w życiu publicznym. Ostatnia tego rodzaju wielka dyskusja przetoczyła się przez światowe media w 2013 r., kiedy Edward Snowden oskarżył amerykańską Agencję Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) o totalną inwigilację nieomal wszystkich i wszędzie, zwłaszcza czołowych polityków naszego globu.

Czym jest naprawdę whistlebowing? Otóż słowo to (ang. dmuchanie w gwizdek, bicie na alarm) odnosi się do ujawnienia przez osobę (pracownika) nielegalnych, niemoralnych lub bezprawnych praktyk stosowanych w miejscu pracy. W korporacyjnym scenariuszu whistleblower informuje osoby zajmujących takie stanowiska, że są w stanie podjąć skuteczne działania, aby te praktyki powstrzymać. W krajach o relatywnie wysokiej kulturze korporacyjnej whistleblowing jest wpisany w spójny system etyczny strategicznego zarządzania przedsiębiorstwem. Może odegrać pozytywną rolę, gdy „wykryte nieprawidłowości są uleczalne, straty mają charakter ograniczony, firma nie traci reputacji, a pracownik chodzi w glorii bohatera”. Jest istotne, aby organizacja była w stanie metodami prawnymi powstrzymać odwet na demaskatorze, wypracowała bodźce w postaci nagród dla osób ujawniających nieprawidłowości i dysponowała wykształconym mechanizmem pozwalającym na sprawne przekazywanie informacji o nieprawidłowościach jej organom zarządzającym.

Wiele kontrowersji budzi etyczny wątek whistleblowingu, który zawsze bulwersuje zainteresowane strony. Gorąca dyskusja toczy się wokół kwestii, czy wewnętrzni informatorzy wynoszący i ujawniający np. tajne dane klientów banków w rajach podatkowych to whistleblowerzy, za których sami chcieliby uchodzić, czy pospolici przestępcy, jak utrzymuje ścigająca ich policja i dotychczasowi pracodawcy? Czy Edward Snowden to whistleblower czy zdrajca? Czy można go postawić w jednym szeregu z przywołanymi tutaj Frankiem Serpico i Erin Brockovich?
Ostatnio ustawodawstwo amerykańskie poczyniło wielki gest w stronę whistleblowerów dając im ochronę prawną. W nowej ustawie o ochronie tajemnicy handlowej (DTSA) z 8 maja br. roztoczono nad nimi parasol ochronny przed odwetowym oskarżeniem o sprzeniewierzenie tajemnicy przedsiębiorstwa. Ustawa nałożyła na każdego zatrudniającego, który podpisuje z pracownikiem (kontrahentem, konsultantem) porozumienie o zachowaniu poufności tajemnicy przedsiębiorstwa, obowiązek zawarcia klauzuli o ochronie whistleblowerów. Warunkiem jest przekazanie informacji instytucjom rządowym lub organom sądowym w sposób poufny, a nie mediom, jak uczynił to E. Snowden.

Czy w naszym kraju, przy obecnym stanie kultury informacyjnej i prawnej jest miejsce dla whistleblowerów? Śmiem wątpić, przynajmniej nic na razie na to nie wskazuje. W Polsce, ale chyba też w naszej części Europy, whistleblower bywa postrzegany nie tylko jako zdrajca, ale donosiciel. A z takim stygmatem trudno funkcjonować, ciężko żyć. Stąd nie odgrywają oni znaczącej żadnej roli w wykrywaniu przestępstw gospodarczych. Statystyki są nieubłagane. Według badań przestępczości PwC z 2016 roku tzw. infolinia etyczna (za która mogą kryć się sygnaliści) przyczyniła się do ujawnienia 3% przestępstw. Według wcześniejszych badań, z 2014 roku, system whistleblowingu również wydobył na światło dzienne 3% przestępstw. Większą rolę odegrał tzw. anonim wewnętrzy, bo przyczynił się do wykrycia 11% przestępstw, ale to wszakże nie whistlebowing.

Czy coś się w naszych firmach zmieni się pod tym względem? Z pewnością tak, ale nie należy oczekiwać cudów. Wymaga to „przeorania” naszej kultury informacyjnej. A to zajmie lata, przecież w Stanach Zjednoczonych proces akceptacji dla whistleblowingu trwał kilka dekad. No cóż, nie jest to dla nas porywająca perspektywa.

Marek Ciecierski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz